Sezon wakacyjny szczęśliwie już się zakończył, ludzi w lesie coraz mniej, opustoszały brzegi jezior, zniknęły samochody z leśnych dróg i parkingów.
IBARDZODOBRZE.
Dziś będzie dydaktycznie, ekologicznie i z małym apelem. A do tego wrednawo.
Nie żywię szczególnych nadziei, że jacyś przedstawiciele opisanego poniżej gatunku jakimś cudem choćby to przeczytają, a potem jeszcze zrozumieją i wyciągną odpowiednie wnioski (poza jednym – że mnie nie lubią :P), ale co mi tam, klawiatura wszystko zniesie.
Do tych, którzy do tego gatunku się nie zaliczają, apelować na szczęście nie trzeba.
Zatem:
Jako że spokojna raczej jestem, na co dzień i zazwyczaj nie jest łatwo zezłościć mnie byle czym, nie wściekam się, nie przeklinam i nie pluję jadem.
Są jednak takie rzeczy, które wyprowadzają mnie z równowagi w mgnieniu oka. Zimna furia w pół sekundy, mord w oczach i stany pokrewne. Gdyby wzrok mógł zabijać, łby by wtedy strzelały dokoła jak, nie przymierzając, folia bąbelkowa. Tylko, jak sądzę, nieco bardziej kolorowo.
Jedną z takich rzeczy są, z braku lepszego określenia, „turysty”, cudzysłów celowy.
Gdy tylko zaczyna się sezon wakacyjny, z czeluści piekielnych (czytaj miast) wypełzają tłumy spragnione kontaktu z przyrodą.
A spragnione są nieziemsko, suszy je to pragnienie uparcie i straszliwie, Wawelski mógłby do nich śmiało na korepetycje z tego suszenia uczęszczać.
Przyroda kontaktu spragniona raczej nie jest, czemu się wcale nie dziwię.
Gnani pragnieniem nieszczęśnicy zjeżdżają tłumnie do lasów i nad jeziora, taszcząc ze sobą hurtowo dobra rozmaite, najwyraźniej koniecznie niezbędne by w tak dzikich i strasznych warunkach przeżyć te kilka trudnych godzin i ze szczętem przy tym nie uświerknąć. Z głodu, odwodnienia i od dzikich bestii zapewne.
Pragnienie w końcu zaspokoiwszy, do domów wracają gromadnie.
…a ślady ich pobytu zostają…
…apeluję więc, choć na efekty niestety nie liczę:
Drogi „turysto”, droga „turystko”, wielbiciele kocyków, pikników i grillowania. Mieliście siłę tachać do lasu owe kocyki, koszyki, grille, buteleczki, puszeczki, talerzyczki i góry innego badziewia, kiedy to wszystko było PEŁNE i ważyło tak na oko z pół tony, to pojadłszy i popiwszy, puste możecie zabrać. Ze sobą, do domu, do śmietnika. Wsio ryba, byle ze sobą. Samochód z reguły stoi parędziesiąt metrów dalej (albo i bliżej, choć nie wolno, bo po co nogi męczyć), swoje śmieci wypadałoby zebrać i zabrać z lasu. A nie rzucać pod drzewko, w krzaczki czy upychać w kępie trawy. Od paru pustych butelek i garści papierów przepukliny się nie dostaje, od odrobiny kultury się nie umiera. Naprawdę.
Sączycie procenty w lesie, na zdrowie, nic mi do tego, no, byleście potem za kółko tacy nasączeni nie siadali. A jak już wysączyliście do kropelki ostatniej, butle czy puszki zabierzcie ze sobą, wracając. Nie zrobiły się cięższe niż wcześniej były, kieszeni wam nie oberwą ani krzyża nie nadwyrężą. Wiem, że prawdziwy facet często do porządków nie jest przywykły, ale od sprzątania po sobie męskości nie ubywa, a i kobiecość, choć ze sprzątaniem zwykle bardziej obyta, również nie dozna szwanku porządek robiąc w plenerze.
Grilla sobie zrobiliście w pięknych okolicznościach przyrody, grill się był zużył (bo jednorazowy) lub zepsuł (bo stary i wysłużony), zabierzcie złomka ze sobą i wywalcie do śmieci, niech nie stoi i nie rdzewieje w lesie taki smętny pomnik głupoty. Pozostałości po uczcie nie zostawiajcie pod krzakiem, śmieci, papiery, plastikowe talerze, tłuszczem i sosami wymazane, mogą skusić jakieś nieszczęsne stworzenie, a na zdrowie mu taka dieta na pewno nie wyjdzie.
Wszelkie butelki, puszki po piwie, papiery, folijki i inne śmieci to żadna lasu ozdoba, zwierzakom się na nic nie przydadzą, a co gorsza mogą poważnie zaszkodzić. U siebie w domu śmiećcie ile dusza zapragnie, miłego życzę jak kto lubi takie klimaty. W lesie śmiecić nie wolno. Wbijcie to sobie do głowy. Sobie, sąsiadom, młodemu pokoleniu, póki jeszcze podatne. Miło było w czyste i ładne przyjechać? To posprzątajcie po sobie, czyste i ładne niech zostanie.
Pojechaliście z chlubnym zamiarem, by integrować się z przyrodą, to do jasnejniepowiemczego, integrujcie się jak przystało, w ciszy – radio na pełną parę, basy, darcie mordy i hałasy zostawcie sobie na inną okazję. Nie wiem, grilla po sąsiedzku, imprezkę u cioci Halinki? W lesie jesteście gośćmi i jak goście powinniście się zachowywać. Grzecznie. U kogoś w gościnie za takie zachowanie można po łbie zarobić i za drzwi wylecieć, las niestety takich możliwości nie posiada. A szkoda.
Przy tym ciężko pominąć fakt, że zwiewanie z miasta, ze zgiełku i hałasu, żeby ten zgiełk i hałas potem radośnie w lesie robić, to idiotyzm wysokiej klasy.
W lesie się nie hałasuje.
Drogie matki cudownego i jedynego takiego na świecie bobaska.
Ja wierzę, że każdej jednej dziecię jest jedyne, wspaniałe, genialne, za pół roku dostanie Nobla w trzech dziedzinach, a za kolejne dwa lata wynajdzie lekarstwo na wszelkie problemy tego świata. I że musi się z przyrodą integrować i że powinno na świeże powietrze. I w ogóle.
Ale jakżeście już to cudo ze sobą w dzikie chaszcze powlokły i to cudo poczuło zew natury (fizjologia ma swoje prawa, rozumiem, zapewniam), zachowajcie choć odrobinę kultury i te brudne pampersy, chusteczki i inne toaletowe utensylia ZABIERZCIE skądżeście je przyniosły. Albo chociaż do najbliższego śmietnika. Sarenki i zajączki na pewno nie docenią obrąbanego pampersa ciepniętego koło ścieżki. Ja też nie doceniam. Kolejni spacerowicze też raczej nie docenią. Zdania much w tym przypadku nie bierzemy pod uwagę.
Skoro już o fizjologii mowa, wiadomo, że w lesie toitoików bywa raczej mało, a człowiekowi czasami się zachce. Szczególnie jak się obżarł, opił i jeszcze wyleżał po tych wysiłkach straszliwych. Ale na litość, jak już kogoś niesie za potrzebą w krzaki, albo co gorsza gdzieś tuż obok ścieżki (bo kto to widział dalej chodzić, jeszcze wilk jaki rufę odgryzie albo inna żmija nadkąsi), to niech weźmie przykład z kota, dziurę w ziemi wyskrobie, zrobi co trzeba i zakopie. Widoku, zapachu i wrażeń innym zaoszczędzi – w upalny dzień las pełen papierzaków i wydzielanego przez nie niepowtarzalnego aromatu to naprawdę wątpliwa atrakcja. Kot potrafi, a człowiek, hiehiekorona stworzenia, nie. A fuj.
Ponadto, nie wjeżdżajcie samochodem w głąb lasu, a tym bardziej nad samo jezioro. Nie. Nawet wypaśną terenówką, od której sąsiadowi oko bieleje i żółć kamienieje. Dla samochodów są parkingi, a jak się chce z przyrodą integrować, można na własnych nogach. Zdrowiej i ekologiczniej będzie.
Nie kopcie grzybów. Nieważne jak bardzo robaczywych, trujących czy w dziwnym kolorze. Urosły, widać są potrzebne. Niech rosną dalej.
Nie łamcie gałęzi, nie straszcie zwierząt, nie wpadajcie na podobne równie głupie pomysły.
A najlepiej, jeśli nie umiecie się w lesie zachować…
Trzymajcie się od lasu z daleka.
Tyle.