Placuszki dyniuszki.

Składniki na oko dobierane, w zależności od przewidzianej żarła ilości.
Osobiście sugeruję ilość słuszną i solidną, bo szybko znikają. Tym szybciej im więcej domowników ;).

Przygotować należy zatem:

– dyni piżmowej solidny kawał,
– dynię hokkaido odpowiedniej wielkości,
Może być pół na pół, może być więcej piżmowej.
– sera żółtego, smacznego, ładny kawałek do utarcia,
– mozarelli twardej (takiej bez zalewy), zdatnej do utarcia – kawałek podobny jak wyżej,
– jaje albo i dwa,
– mąki pszennej do zagęszczenia ciasta, szklankę lub więcej, zależy jak zaszaleliśmy z dynią,
– cebulę,
– przyprawy dosmaczne czyli sól i przykładowo pieprz czarny, pieprz ziołowy, odrobina czubrycy, kurkumy, czosnku granulowanego lub inne, co kto lubi.

Dynię piżmową przeciąć na połówki, usunąć nasiona, pozostałość obedrzeć ze skóry. Z powodu, że twarda gadzina, najprościej jest pociąć ją na grube plastry (ze 3 cm) i dopiero te plastry obierać.
Dynię hokkaido umyć, podzielić, usunąć nasiona, pozostałości ze skóry nie obdzierać. Nie ma po co, skórka jest zjadliwa i piecze/smaży się na miękko.
Obie dynie utrzeć na drobne wiórki, najlepiej za pomocą maszynki, z braku maszynki lub z nadmiaru czasu można i na tarce.
Wrzucić do michy, osolić i wymieszać.
Jeśli puszczą sok, należy go odlać, w razie potrzeby dyniowe trociny można nieco odcisnąć.
Utrzeć oba rodzaje sera, dorzucić do michy.
Wbić jajka.
Cebulę drobno posiekać, dorzucić.
Dosypać mąkę, dosmaczyć przyprawami.
Porządnie wymieszać.
Odstawić na trochę. Jeśli dynie nadal puszczają sok i ciasto nieco się rozrzedziło, dosypać trochę więcej mąki, wymieszać.

Na patelni rozgrzać olej. Nabierać ciasto łychą, nakładać na olej formując placki.
Smażyć z obu stron, na apetycznie i złociście-brązowo. Usmażone wykładać na talerz z papierowym ręcznikiem, osączać z nadmiaru tłuszczu.

Spożywać z apetytem, same lub z dodatkami. W razie potrzeby można odgrzewać w piekarniku.

Smocznego ;).

DL2016

Jesienno-zimowa nibypomidorowa.

Przygotować spory garnek, zebrać składniki.

Przyda się:
– coś mięsnego do nagotowania wywaru,
– mięso mielone na pulpeciki,
– włoszczyzna,
– sok pomidorowy,
– lubiane przyprawy,
– serek topiony,
– makaron.

Proporcje jak zwykle zależne od apetytu i ilości gości ;).

Do gara słusznej wielkości wrzucić kawałek żeberka albo innego nazupnego gnata, zalać wodą (ale nie za dużo).
Wrzucić 2-3 liście laurowe, parę ziaren ziela angielskiego i trochę więcej ziaren czarnego pieprzu.
Na razie nie solić.
Ugotować wywar.

W międzyczasie przygotować pulpeciki.
Mielone wrzucić do michy, dodać do smaku sól, pieprz ziołowy, czosnek granulowany, czubrycę, pikantną przyprawę do mięsa… lub doprawić inaczej, wedle swojego gustu i uznania. Do tego dorzucić surowe jaje (bez skorupki, zaznaczam ;)) i bułę tartą dla zagęszczenia. Opcjonalnie dorzucić inne lubiane dodatki. Porządnie wymieszać masę.

Do wywaru dosypać włoszczyznę w słusznej ilości. W wersji dla pracusia świeżo pokrojoną, w wersji leniwej może być mrożonka. Można również dodać trochę drobno pokrojonej papryki.
Dolać sok pomidorowy, najlepiej domowy, zagotować, popróbować i osolić (sok pomidorowy jest słony, trza spróbować żeby nie przesolić). Doprawić ziołami do smaku, ze wskazaniem na pikantne. Pasuje pieprz ziołowy, czosnek, czubryca, lubczyk, oregano, bazylia i podobne cuda.
Z mielucha formować małe pulpeciki, wielkości orzecha włoskiego i wrzucać do gotującej się zupy. Gotować do ugotowania pulpetów i miękkich warzyw. W trakcie gotowania, bez cienia litości utopić w zupie małą kostkę serka o pasującym do pomidorów smaku.
Popróbować, ewentualnie doprawić raz jeszcze – zup ma być gęstawy, gorący, pikantny i sycący ;).
Podawać ze smacznym makaronem. Albo ryżem, co kto woli.
Zabielać nie trzeba (serek), chyba że kto lubi.

Smocznego! 😉

DragonLady 2016