O wyszczerzach słów parę.

Wierzę szczerze i bez cienia wątpliwości, że świat ten przemierzają tabuny osób o spojrzeniu jasnym i uśmiechu szczerym, które wzrok mają życzliwy i fizjonomię dla oka przyjemną.
Ja z kolei, choć podobno bywam sympatyczna, na zdjęciach zwykle wychodzę jak rasowy seryjny morderca w permanentnie złym humorze, ewentualnie jak zdrowo wkurzona ciotka Terminatora, a wprowadzona w odpowiedni nastrój spojrzenie mam tak przyjemne i łagodne, że wpędziłabym w kompleksy T-rexa z bólem zębów.

W cywilizacji będąc (bo czasami trzeba), wlazłam raz kiedyś do galerii handlowej, żeby poszukać empiku.
Galerii, megasklepów i zakupów nie cierpię bardzo i straszliwie, więc wędrowałam sobie korytarzem w nastroju bardzo do chwili odpowiednim i niekoniecznie życzliwym.

A tu nagle ze stoiska jakiegoś w kącie zaczajonego, wyspą się to chyba nazywa, wyskoczył na środek korytarza (jak dziaboł z pudełka) ulizany chopaczek w jadowicie różowej koszulce, z krawacikiem we wzorki, w lakerkach na błysk.
Zaczął zachodzić mi drogę, twarzyczkę układając w przepiękny wyszczerz za milion dolców.
I już, już powietrza nabierał, już radością i entuzjazmem promieniał, już chciał mi zaproponować jakieś ubezpieczenie, albo garnki, albo inne cudo za piniądz gruby i szeleszczący… gdy nagle z rozpędu wpakował się w linię mojego wzroku.
I stanął w miejscu, jakby wlazł w ścianę.
Spojrzenie musiałam rzucić wybitnie życzliwe, bo gość jak nabierał powietrza, tak go nagle zatchnęło, jakoś tak zesztywniał, zapowietrzył się, w miejscu zastygł, a uśmiech mu oklapł i malowniczo zjechał gdzieś w okolice kołnierzyka. I tak już został. Uśmiech, znaczy.
A ja polazłam dalej, nadal emitując życzliwość i miłość do świata.
Po czym parę metrów przewędrowawszy, już poza zasięgiem wzroku delikwenta, z kolei ja dostałam wyszczerzu.
Radosnego i szczerego. I humor też mi się jakoś poprawił.
Ot, taka wredna jestem.

 Empik, i owszem, znalazłam.

DL 2016